Szkoła Podstawowa z Oddziałem Przedszkolnym im. Jakuba Kani w Domaradzu

46-034 Pokój  

Domaradz 3  

Tel.: (77) 469-80-31

sp-domaradz@wp.pl

O odkrywaniu i rozwijaniu zasobów dziecka.

Kiedy rodzice mają świadomość, że odkrywanie i rozwijane zasobów dziecka jest ważne i nie zawsze idzie w parze z wymaganiami współczesnego świata, pozostaje jeszcze jeden problem. Porównywanie. Czasami jest tak, że nawet, jeśli rodzice dają dziecku przestrzeń i wsparcie, to jest to „dobra” okoliczność na wystawienie dziecka w „konkursie na naj…”. Duże znaczenie mają także kroki poczynione przez nauczycieli przy stwarzaniu szans na zdrową rywalizację uczniów. W artykule omówiono konsekwencje takiego działania i zostaną wskazane rozwiązania, które mogą okazać się znacznie korzystniejsze dla rozwoju dziecka. Z artykułu dowiesz się m.in.:

Współcześnie pogoń za byciem najlepszym, najmądrzejszym, najładniejszym, „naj-jakimś" jest powszechną codziennością. Człowiek nie zdaje sobie sprawy jak bardzo „programuje się” na spieszenie ku naj-niewiadomo czemu. Niestety przekłada się to również na dzieci.

Rodzicie samemu (nieświadomie lub świadomie) startując w wyścigu do „naj”, angażują również swoje dzieci, narzucają swoje zasady i swoje definicje „naj” (które często są kreowane przez ich otoczenie). Otóż nie o to tutaj chodzi. Nie trzeba zamieniać każdej aktywności dzieci w pretekst do wystawienia ich osiągnięć na „wystawę”.

Zrozumiałe jest, że dumni rodzice chcą się dzielić z innymi osiągnięciami swojego dziecka i to jest dobre. Chodzi o to, by nie zestawiać jego osiągnięć z innymi, by nie porównywać. Dlaczego to jest takie ważne? Ponieważ dziecko uczy się tego i w przyszłości staje się to wręcz jego nawykiem. Z kolei taki nawyk nabyty w dzieciństwie może przerodzić się w poczucie nieszczęścia, ponieważ komuś wiedzie się lepiej lub robi coś lepiej niż jemu. Dziecko w przyszłości jako dorosły przestanie doceniać swoje zasoby, ponieważ za każdym razem będzie musiało utwierdzać się w przekonaniu, że jest „naj”, a jak wiadomo nie zawsze można być najlepszym.

Trudno jest cały czas być na „podium”. Nawet jeśli ktoś długo „utrzymuje się” na nim, to kosztuje go to dużo nerwów i stresu. Dlatego jeszcze raz trzeba zadać sobie pytanie: czy chcę by moje dziecko było zawsze „naj”, czy chcę żeby było szczęśliwe? Myślę, że odpowiedź na to pytanie może być kluczowa w dalszej drodze wspierania dziecka.

Najważniejsze i najbardziej skuteczne w uzbrojeniu dziecka w „ochronę” przed porównywaniem jest wyjaśnienie, że ani podium, ani konkurs nie są najważniejsze. Najważniejsza jest DROGA w rozwijaniu swoich zasobów. Patrzenie na siebie, nie na innych.

Konkurs czy podium to jedynie pewna okoliczność, która wcale nie musi stanowić realnej informacji zwrotnej na temat możliwości. Głównie dlatego, że dzieci w wieku rozwojowym różnią się w odbywaniu „kroków milowych” swojego rozwoju i pewne potencjały mogą się pojawić znacznie później niż u innych dzieci, ale to nie znaczy, że się nie pojawią.

 Czasami dzieci mogą być hamowane chociażby ze względu na stan emocjonalny. Dlatego „konkurs” nie jest miarodajną informacją zwrotną. Co więcej, jeśli rodzic będzie porównywać dzieci między sobą, to w konsekwencji jego dziecko może się zablokować i nigdy (nawet jako dorosły) nie odkryje w pełni swoich zasobów.

To samo dotyczy nauczycieli w szkole. Stwarzanie okazji do ZDROWEJ rywalizacji  uczniów jest dobre, ponieważ rozwija motywację i chęci do pracy. Jednak trzeba dobrze znać swoich uczniów, by dać im możliwość wykazania się każdemu i chociaż jest to bardzo trudne to nie jest niemożliwe.

Nauczyciele, trenerzy, pedagodzy także odgrywają ogromną rolę w odkrywaniu i rozwijaniu potencjałów uczniów, ponieważ to oni dają merytoryczną informację zwrotną o postępach w wybranych obszarach rozwoju. Ma to niebagatelne znaczenie w przyszłości dziecka. Czasami pojedyncze sytuacje pozostają tak długo w pamięci dziecka, później dorosłego człowieka, że  mogą stać się ciągłym motywatorem do dalszego działania lub całkowitą blokadą na rozwój w konkretnym obszarze. Nauczyciele mają ogromna odpowiedzialność i muszą być tego świadomi. Czasami nawet najmniej znaczące zdanie nauczyciela, może nieść za sobą ogromne skutki w przyszłości.

Na koniec warto dodać, że nie trzeba całkowicie wyeliminować rywalizacji z życia dziecka. Umiejętność odnalezienia się w sytuacji konkursowej jest również ważnym doświadczeniem, ale trzeba pamiętać, że nie wszystkie zasoby i potencjał dziecka muszą być porównywane z zasobami innych. Rodzice i nauczyciele powinni dawać przykład, jak odchodzić od „kultury naj”, tak by dziecko przede wszystkim czerpało radość z rozwijania swoich zasobów.

Opracowano na podstawie artykułu Katarzyny Okólskiej

Czym jest, a czym nie jest asertywność

Asertywność, to w psychologii termin oznaczający posiadanie i wyrażanie własnego zdania oraz bezpośrednie wyrażanie emocji i postaw w granicach nie naruszających praw i psychicznego terytorium innych osób oraz własnych, bez zachowań agresywnych, a także obrona własnych praw w sytuacjach społecznych [1].

Mówiąc o asertywności, należy pamiętać, że zawsze będzie związana z granicami interpersonalnymi i tzw. „wolnością słowa”. Niejednokrotnie spotykam się z sytuacjami, w których młodzież naciąga rozumienie asertywności, wolności i granic do swoich potrzeb, mówiąc na przykład:

Asertywność jest więc relacją między daną osobą a otoczeniem, którą można do pewnego stopnia kontrolować. By jednak mógł zaistnieć taki pozytywny rodzaj komunikacji, każda ze stron musi wyjść z założenia, że ma takie same prawa jak interlokutor i takie same obowiązki względem siebie (np. bycia szanowanym, dbania o wzajemne samopoczucie, itp.).

Cała sztuczka ze stosowaniem asertywnych technik komunikacji polega na tym, że zamiast pracować nad głęboko schowanymi przekonaniami na własny temat, nauczyciel może pracować na umiejętnościach ucznia „tu i teraz”, które z kolei mogą zwrotnie wpływać na postrzeganie siebie samego. Dlatego tak ważne jest, by asertywności uczyć dzieci na co dzień – w warunkach szkolnych to dużo prostsze i bardziej dostępne niż praca „u podstaw” na samym poczuciu własnej wartości.

Być może dla wielu czytelników będzie to zupełnie oczywiste, ale niestety wielu dorosłych ma duży problem ze stosowaniem asertywnej komunikacji, a pierwszą zasadą uczenia innych jest dawanie przykładu. Należy pamiętać, że w relacji uczeń – nauczyciel to zawsze nauczyciel odpowiada za sterowanie emocjami i postawami (swoimi i uczniów). Praca nad własną asertywnością musi zacząć się od indywidualnego rozumienia świata, czyli od zweryfikowania własnych przekonań nt. dziecka – ucznia. Eric Berne wskazuje, że w relacjach międzyludzkich każdy z nas przyjmuje trzy  role (tzw. „stany ego”): Ja – Dorosły, Ja – Dziecko, Ja – Rodzic [2]. Role te występują w ujęciu symbolicznym, niezależnym od wieku czy faktycznych ról społecznych. 

Mówiąc najprościej, jeśli oczekujesz komunikacji asertywnej, opartej na poszanowaniu granic obydwu stron, powinieneś wyjść z pozycji Dorosłego, a jeśli Twój rozmówca (np. uczeń) wychodzi z tej samej pozycji, to komunikacja jest partnerska, równa i istnieje duża szansa na porozumienie. 

Problem polega na tym, że dorosły w relacji z dzieckiem zwykle stawia siebie w roli Rodzica, przez co jego stosunek przyjmuje formę:

  • nadrzędną („ja mam rację, ty musisz się jeszcze wiele nauczyć”),
  • oceniającą („Czy ty nigdy nie spoważniejesz?”),
  • nadopiekuńczą („Nie poradzisz sobie z tym, ja to zrobię”).

Większość uczniów jednak nie chce obejmować roli Dziecka (niepoważnego, skupionego za zabawie), aspiruje do roli Dorosłego i tutaj pojawia się komunikacyjny impas. Zwykle będzie się on rozwijał do utrwalania zachowań z roli Ja – Dziecko u ucznia, powodując kompletny brak komunikacji.

By ten impas przerwać, warto zweryfikować własne założenia relacyjne. Podstawą do realizowania komunikacji asertywnej w klasie jest postawa „ja – nauczyciel jestem ok i ty – uczeń jesteś ok” oraz narracja myślowa zakładająca, że każda ze stron ma swoje granice, swoje emocje i swoje przekonania, ale też obie strony mogą popełniać błędy.

Uczenie się przez naśladownictwo to proces, który towarzyszy ludziom od początku socjalizacji. Jeśli uczniowie lubią swojego nauczyciela, będą się od niego uczyć zarówno merytoryki przedmiotu, jak i jego własnych umiejętności miękkich (m.in. asertywności). W dużej mierze jest to proces automatyczny, przebiegający poza świadomym procesem uczenia się.

Opracowano na podstawie artykułu Katarzyny Okólskiej

 

                                                      Bogusława Krawczyk